Najgorsze albumy w historii? - Lucky Luke 68 "Prorok" i 69 "Artysta malarz" - recenzja [Komiksy dla wszystkich]

Lucky Luke, samotny kowboj, podróżuje po Dzikim Zachodzie od ponad 70 lat. W tym czasie stworzono ponad 80 albumów o jego przygodach, sporo z nich jest doskonałych, ale zdarzają się też gorsze opowieści. Jak wypadają na tle innych historii wydane ostatnio po polsku Prorok i Artysta malarz, jedne z ostatnich przygód stworzonych przez twórcę serii, Morrisa? Odpowiedź znajdziecie w najnowszej recenzji.

Schemat tworzenia albumów z serii o Lucky Luke'u zwykle jest prosty - autorzy na warsztat biorą jakiś temat związany z Dzikim Zachodem i wykorzystują go w humorystyczny sposób w historii z udziałem samotnego kowboja. Zarówno scenarzysta Proroka, Patrick Nordmann, jak i autor scenariusza Artysty malarza, Bob de Groot, wyszli z tego samego założenia, ale stworzyli dwa zupełnie inne albumy. W Proroku mamy do czynienia z całkowicie fikcyjną opowieścią, która jedynie bardzo powierzchownie wykorzystuje temat różnorakich sekt i religii, które od lat przewijają się w USA. Natomiast Artysta malarz to komiks, w którym Lucky Luke chroni jednego z najsłynniejszych amerykańskich malarzy, Frederica Remingtona.

Lucky Luke nie jest komiksem historycznym, więc nie należy wymagać od jego autorów stuprocentowej zgodności historycznej, ale jednak jego fabuła musi być wiarygodna dla czytelnika. W Proroku niestety tak nie jest, co wynika głównie z tego, że historia jest pozbawiona jakichkolwiek szczegółów. Tytułowy prorok jest bliżej nieokreślonym kaznodzieją, a większość komiksu rozgrywa się w społeczności, która ani nie jest Amiszami, ani nie jest Mormonami, w sumie nawet nie wiem czy autor wiedział, co dokładnie chce sparodiować. Ten brak dookreślenia powoduje, że komiks jest po prostu nieśmieszny. W połączeniu z naprawdę banalną fabułą z udziałem Daltonów, która w niezwykle leniwy sposób repetuje wszelakie gagi związane z braćmi złodziejaszkami i jest rozciągnięta do granic możliwości, daje to nudny album, być może najgorszy z całego cyklu. Brakuje w nim wszystkiego - ciekawych postaci, dobrych gagów, interesującej fabuły, klimatu Dzikiego Zachodu. Sam Lucky Luke pojawia się tutaj zaledwie na kilkanaście stron i w sumie nie ma za bardzo nic do roboty.

W przypadku Artysty malarza sytuacja wygląda z jednej strony ciut lepiej, a z drugiej niestety gorzej. Pierwsze 3/4 albumu wypada całkiem nieźle, ponieważ jest to mocno średnia, ale z kilkoma fajnymi momentami, opowieść o Lucky Luke'u i Fredericu Remingtonie. Mógłbym w tym momencie narzekać, że chociażby sceny z udziałem Hiawathy są mocno rozczarowujące, ale po niskim poziomie Proroka moje oczekiwania tak spadły, że nawet przyjemnie mi się je czytało, a postać malarza była na tyle barwna i ciekawa, że ratowała co słabsze momenty. Choć wydaje mi się, że Goscinny zawarłby na takiej samej liczbie stron dwa razy więcej gagów i to dużo lepszych. Niestety szanse na porządny, albo chociaż przeciętny album, psuje końcówka, która jest kompletnie niezwiązana z resztą komiksu. Nagle pojawia się złodziej, który kradnie pieniądze z banku i Lucky Luke rusza w nim w pościg. Równie dobrze można byłoby wyciąć te kilka stron poświęconych pościgowi, ponieważ są one kompletnie niezwiązane z resztą albumu i niestety psują wrażenie płynące z lektury komiksu.

W przypadku obu albumów nie pomagają w lekturze rysunki Morrisa, który, o czym wspomniałem nie raz i nie dwa, rysował wraz z kolejnymi latami coraz gorzej. Niestety zarówno w Proroku i Artyście malarzu się to potwierdza, rysunki w nich są niezwykle proste, wręcz pozbawione życia i nie raz widać jak rysownik kalkował wielokrotnie te same pozy bohaterów. Ciężko mi nawet wskazać jakikolwiek ciekawiej narysowany kadr, ponieważ wszystkie wyglądają na maszynową robotę, w której brak jakiegokolwiek artyzmu. Nie do końca pasują także kolory, które w wielu momentach wyglądają zbyt komputerowo - niestety jest to częsta przypadłość komiksów sprzed ok. 20 lat, kiedy wielu wydawców zachłysnęło się możliwościami komputerowego kolorowania.

Nie można mieć natomiast zastrzeżeń do polskiego wydania - oba albumy zostały wydane w dużym formacie A4, na kredowym papierze i w miękkiej okładce. Także bardzo dobrze zostały przetłumaczone dialogi, w których nie dostrzegłem jakichkolwiek błędów. Widać, że Egmont bardzo się stara do publikacji kolejnych albumów.

Czy Prorok i Artysta malarz to najgorsze albumy serii o Lucky Luke'u? Ciężko powiedzieć, ponieważ nie są to pierwsze słabe tomy. Choć ich poziom jest różny, to w sumie są tym samym -  masowo napisanymi historiami o samotnym kowboju, które są zlepkiem średnich pomysłów rozciągniętych do formatu pełnometrażowego albumu. W ani jednym momencie nie zbliżają się do poziomu historie pisanych przez Goscinny'ego, które były wprost wypchane świetnymi gagami. Jeżeli nie jesteście wielkimi fanami Lucky Luke'a, to od obu albumów warto trzymać się z daleka, ponieważ tylko zepsują wam opinię o tej świetnej humorystycznej westernowej serii.

Ocena Proroka: 3/10, Ocena Artysty malarza: 4,5/10

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarzy recenzenckich.

Lucky Luke 68 - Prorok
Data premiery: 1 lipca 2020, liczba stron: 48, cena okładkowa: 24,99 zł, format: A4, oprawa: miękka, scenariusz:  Patrick Nordmann , rysunki: Morris, tłumaczenie: Maria Mosiewicz, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN: 978-83-281-9809-8

Przykładowe strony:

Lucky Luke 69 - Artysta malarz
Data premiery: 14 września 2020, liczba stron: 48, cena okładkowa: 24,99 zł, format: A4, oprawa: miękka, scenariusz:  Bob De Groot, rysunki: Morris, tłumaczenie: Maria Mosiewicz, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN: 978-83-281-9821-0

Przykładowe strony:

 źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont Polska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gigant Poleca Premium 2024-01 "Kalendarz Adwentowy" - dziś premiera - Midthun, Rota, Scarpa i Vicar

Ach, te WSTRĘTNE reprinty! [KWAlieton]