Zabawa bez ograniczeń - Przygody wielkiego wezyra Iznoguda 2 - recenzja [Komiksy dla wszystkich]

René Goscinny jest w Polsce znany głównie jako twórca Asteriksa, Mikołajka czy Lucky Luke'a. Mało który czytelnik jednak kojarzy serię, którą tworzył z Tabarym - Iznoguda. Komiks o wezyrze chcącym zostać kalifem w miejsce kalifa. W poprzednim roku Egmont wydał pierwszy tom nowej edycji, a teraz przyszedł czas na drugi tom. Czy jest to kolejny tom pełen doskonałych zabawnych historii?
Teoretycznie Iznogud jest komiksem, którego lektura powinna nudzić. Każda historia o wezyrze opiera się na banalnym koncepcie - Iznogud chce zostać kalifem, próbuje różnymi sposobami doprowadzić do ustąpienia Haruna Archida z tronu, co zawsze kończy się tragedią dla wezyra. Jak to możliwe, że seria Goscinny'ego i Tabary'ego, choć jest do bólu przewidywalna, to dla wielu czytelników, w tym dla mnie, jest doskonałą lekturą? Ponieważ jest niezwykle zabawna.
Ktoś jednak mógłby powiedzieć: "E tam, Asteriks czy Lucky Luke to także zabawne historie, a na dodatek mają ciekawą fabułę". Tylko że Iznogud to nie jest Asteriks ani Lucky Luke, lecz komiks zupełnie odmienny do tego co Goscinny przyzwyczaił czytelników w innych seriach.  Jeżeli miałbym porównać humor w Iznogudzie do bardziej znanych dzieł Goscinny'ego w Polsce, to chyba najbliżej mu do 12 prac Asteriksa. Osobiście jednak wydaje mi się, że w Iznogudzie jest jeszcze więcej absurdalnego humoru, nawiązań do ówczesnego świata czy łamania czwartej ściany. Nie brakuje też motywów nawiązujących do arabskiej scenerii, które wyróżniają komiks na tle innych serii.
Drugi wydanie zbiorcze zawiera historie pochodzące z tomów Gwiazdy dla Iznoguda, Iznogud i magiczny komputer, Marchewka dla wezyra oraz Dzień szaleńców. Trzy z nich, wszystkie poza Magicznym komputerem, zostały niegdyś wydane po polsku, każdy składa się z kilku krótkich opowieści o Iznogudzie, Haunie Arachidzie i Pali Bebehu. Ciężko ocenić osobno każdą z nich, ponieważ wówczas recenzja przerodziłaby się w nudne opisywanie poszczególnych historii, ale ogólne wrażenie z lektury tomu miałem lepsze niż w przypadku pierwszego wydania zbiorczego. Dlaczego? Wydaje mi się, że jest to zasługa paru komiksów, które w czymś się wyróżniały. Albo wprowadzeniem jakiegoś nowego elementu do uniwersum, albo ciekawymi zabiegami scenopisarskimi.
Największe wrażenie na mnie zrobiły dwie najdłuższe, bo 20-stronicowe opowieści, czyli Marchewka dla wezyra oraz Dzień szaleńców. Goscinny wiedział, że tworząc dłuższą historię trzeba wprowadzić jakiś nowy, wyróżniający się element. Pierwsza z wymienionych opowieści jest zupełnie czym innym niż zwykła historia z serii, ponieważ w niej Iznogud pojawia się jedynie na końcu i początku, natomiast przez resztę stron czytelnik śledzi niezwykle zabawne losy kalifa poszukującego marchewki (i spotykającego pewnych piratów). Natomiast w Dniu szaleńców pojawia się motyw klepsydry, a każda z plansz odpowiada jednej godzinie akcji - czyżby na tym wzorowali się twórcy 24 godzin?
Jednak Goscinny czuje się także doskonale w krótszych opowieściach, z których każda jest śmieszna i ciekawa jak ten-pagery Barksa. Wybory w kalifacie to ponadczasowa opowieść z wyborami w tle, która w niezwykły sposób łączy ze sobą satyrę wyborów z elementami magicznymi, Berło kalifa niby jest banalną opowiastką o kradzieży berła, lecz jest prawdopodobnie najśmieszniejszą historią o włamaniu jaką czytałem, Droga wiodąca donikąd zawiera nieprzebrane ilości świetnej satyry aktualnej do dziś, a W czarnych barwach łączy ze sobą zabawną historię o Iznogudzie z łamaniem praktycznie przez cały czas czwartej ściany. Nie sposób jednak wymienić każdej niezwykle zabawnej historii czy gagów, które wywołują salwy śmiechu.
Istotną rolę pełnią doskonałe rysunki pełne wyrazistych postaci. Według mnie jednym z przyczyn sukcesu Iznoguda jest niezwykle dobrze zaznaczony kontrast pomiędzy postacią kalifa a wezyra także w warstwie graficznej. Nie chodzi mi tu wcale o kontrast typu "duży, mały", lecz o zachowanie postaci i ich mimikę. Patrząc zaledwie na jeden dowolny rysunek widać porywczość charakteru Iznoguda, natomiast Harud Arachid na każdym kadrze wygląda na postać o otępiałym wzroku i... bardzo małym rozumku.  Poziom rysunków w poszczególnych historyjkach jest różny, ponieważ zostały stworzone na przełomie kilkunastu lat, ale praktycznie każda zachwyca niezwykle ekspresywnymi ilustracjami podkreślającymi zwariowany charakter serii.
Komiks nie byłby tak zabawny, gdyby nie doskonałe tłumaczenie Marka Puszczewicza. Jestem pod ogromnym wrażeniem jak w doskonały sposób zostały nie raz przełożone gry słowne. Nie chce się powtarzać, więc nie będę ponownie mówił o słabej czcionce, lecz wydaje mi się, że jedna kwestia została poprawiona względem pierwszego albumu. Wówczas w paru miejscach wydawało mi się, że komiks został wydrukowany zbyt "blado", w tym wypadku nie miałem takiego odczucia. Kolorowanie historii ma już kilkadziesiąt lat, ale nie prezentuje się źle.
Czy Iznogud powinien być stawiany w jednym rzędzie z innymi klasykami europejskiego komiksu? Według mnie tak. Drugi tom Przygód wielkiego wezyra Iznoguda to gigantyczna dawka absurdalnego humoru, ciekawych historii, a także genialnych rysunków, która powinna zadowolić każdego fana humorystycznych opowieści. Choć historie o Iznogudzie mają kilkadziesiąt lat, to bawią i śmieszą dziś równie co w momencie oryginalnej publikacji.
Jeżeli jeszcze nie macie w swojej kolekcji  Iznoguda, to warto w końcu nadrobić tą zaległość. Można zacząć od dowolnego tomu, ponieważ każda opowieść jest odrębną całością.

Ocena tomu: 9,5/10

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za przesłanie egzemplarza recenzenckiego

Przygody wielkiego wezyra Iznoguda 2
Data premiery: 11 marca 2020, liczba stron: 184, cena okładkowa: 99,99 zł, format: A4, oprawa: twarda, scenariusz: René Goscinny, rysunki: Jean Tabary ,wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN: 978-83-281-9749-7
Przykładowe strony:
źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont Polska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gigant Poleca Premium 2024-01 "Kalendarz Adwentowy" - dziś premiera - Midthun, Rota, Scarpa i Vicar

Ach, te WSTRĘTNE reprinty! [KWAlieton]