Dobre komiksy Disneya #28 - "Doktor Mouse" (GP 217)
To aż niewiarygodne, ale jeszcze dekadę temu amerykańskie seriale dominowały także w ogólnodostępnej polskiej telewizji. Dziś trudno znaleźć na TVP, TVN czy Polsacie jakąkolwiek zagraniczny serial. Jedną z ostatnich tak popularnych amerykańskich produkcji był "Dr House", którego dobra, ale niepozbawiona błędów, mysia parodia pojawiła się ostatnio w "Gigancie".
Doktor Mouse
69 stron
scen. Fausto Vitaliano, rys. Alessandro Perina
wyd. pol. Gigant Poleca 217: Przekichane (tłum. Jacek Drewnowski)
źródło ilustracji: materiały własne/Disney Publishing Worldwide
Doktor Mouse
69 stron
scen. Fausto Vitaliano, rys. Alessandro Perina
wyd. pol. Gigant Poleca 217: Przekichane (tłum. Jacek Drewnowski)
Wiele rzeczy mnie dziwi, ale powiem szczerze, że wydanie po dekadzie od oryginalnej premiery mysiej parodii Dr House'a naprawdę mocno mnie zaskoczyło. To pokazuje, że po wielu latach zastanawiania się czy Gigant powinien być bardziej dla dzieci, czy dla starszych czytelników, wygrała ta druga opcja. Wydaje mi się jednak, że Doktor Mouse sprawdza się nie tylko jako parodia, ale także jako śmieszny oryginalny komiks bardziej będący satyrą telewizji ogółem niż danego serialu.
Doktor Mouse to niezwykle popularny serial myszogrodzkiej telewizji, więc nic dziwnego że także Miki i przyjaciele go oglądają. Głównym bohaterem produkcji jest doktor Mouse, słynny lekarz, który ma pod swoją pieczą troje asystentów. Razem próbują rozwiązywać najtrudniejsze przypadki medyczne, lecz w pewnym momencie pojawia się gość, który wpłaci 100 milionów dolarów, jeżeli Mouse zostanie wyrzucony.
Po pierwszych stronach zacząłem się zastanawiać - co ja zrobiłem? Poleciłem tak słaby komiks? Na początku historii Vitaliano i Periny panuje całkowity chaos, czytelnik zostaje rzucony na głęboką wodę i ciężko mu się śmiać z kolejnych gagów, skoro nie wie kim są poszczególne postaci. Jednak po pierwszym szoku, dalsza część komiksu jest znacznie lepsza, szczególnie gdy pojawiają się pierwsi pacjenci czy intryga w wykonaniu Piotra Szwarca (Czarnego Piotrusia). Intryga w sumie jest banalna, ale wystarczająco ciekawa, by napędzić fabułę komiksu oraz doprowadzić do wielu rewelacyjnych gagów.
Jednak komiks nie byłby nawet w połowie tak dobry, gdyby nie tytułowy, mocno sarkastyczny bohater. Gburowatość Mouse'a została wyolbrzymiona do maksimum, przez co dialogi pomiędzy nim i asystentami, czy też szefową szpitala, są niezwykle śmieszne. Znakomicie wypadają sceny, kiedy Mouse i jego zespół próbuje leczyć pacjentów, które są doskonałą parodią nie tylko House'a, ale wszystkich seriali medycznych. Jednak chyba najwięcej śmiechu dostarczył running joke o wzrastającym paznokciu doktora Furmana. Z początku wyglądał na beznadziejny gag, by w końcówce śmieszyć do łez. Miłym akcentem był też gościnny występ O'Hary.
W komiksie pojawiają się też nawiązania m.in. do Doktora Who czy Zagubionych, ale sporo da się znaleźć satyry całego rynku telewizyjnego. Dzięki temu historia nie trafia tylko do odbiorców danego serialu, ale staje się znacznie bardziej uniwersalna, a przy tym lepsza. Jednak satyra nie kończy się na treści, ale też jest związana z formą. Każda część komiksu kończy się cliffhangerem poprzedzającym przerwę reklamową. Czas reklam zostaje wykorzystany by pokazać parę gagów z myszogrodzianami, szczególnie świetnie wypadły sceny z Mikim, który jest przedstawiony jako całkowita odwrotność Mouse'a, ale swoje pięć minut mają Piotruś i Zocha.
Doktora Mouse dopełniają rewelacyjne rysunki Periny, które w doskonały sposób przedstawiają mury szpitala. Dzięki nim historia, choć głównie rozgrywa się w czterech ścianach, nie wygląda biednie. Poszczególne kadry są pełne pojawiających się w tle zwykłych pacjentów, a komediowy charakter historii podkreśla doskonale oddana, trochę przerysowana, mimika bohaterów. Dobrze wypadło też tłumaczenie, w którym w doskonały sposób przełożono wszystkie gagi z oryginału, a szczególnie podoba mi się polska wersja imienia alter ego Piotrusia.
Początek Doktora Mouse to chaos pełen nieśmiesznych gagów oraz nieznanych czytelnikowi bohaterów. Jednak wraz z kolejnymi stronami komiks okazuje się być niezwykle zabawną historią, która jest świetną satyrą telewizji. Choć po dekadzie oczekiwania na jego publikację jestem trochę zawiedziony, to szczególnie w końcowej fazie historia dostarczyła mi masę doskonałej rozrywki.
Tom z komiksem Doktor Mouse jest dostępny w kioskach do 29 maja. źródło ilustracji: materiały własne/Disney Publishing Worldwide
Mi się najbardziej spodobał komiks "wybór należy do ciebie", ale "doctor Mouse" też był niczego sobie.
OdpowiedzUsuń"Wybór należy do ciebie"? Jak dla mnie bardzo słaby komiks, z opcjami wyborów, które nie zawsze pasowały.
UsuńZawiódł mnie doktor Mouse. O ile początek choć chaotyczny był interesujący to im dalej to tylko więcej irytacji. Gag z wrastającym paznokciem był głupi ale by uszedł gdyby go nie ciągnięty tak długo, głupota asystentów Mouse'a poraża. Sam Mouse też pod koniec z postaci intrygującej przerodził się w irytującą. Wątek z Czarnym Piotrusiem wyglądał jak odrzucony na siłę żeby coś się działo. Ogólnie słaby komiks choć z dobrymi rysunkami, zawiodłem się a liczyłem na więcej.
UsuńNatomiast "Wybór należy do ciebie" to ciekawy komiks, fakt nie wszystkie elementy zupełnie przystawały do siebie, ale to nie była klasyczna wybieranka z jakimś zakończeniem niezależnym od wyborów. Tu trzeba było trafić w odpowiednią opcję by dojść do końca :)
Usuń