LL w klimacie Blueberry'ego - Człowiek, który zabił Lucky Luke'a - recenzja [Komiksy dla wszystkich]

W ostatnich latach na frankofońskim rynku komiksowym da się zauważyć trend, który polega na powstawianiu spin-offów znanych serii komiksowych, które różnią się znacząco od nich stylistyką, a także są skierowane do starszego odbiorcy. Jednym z tego typu albumów jest Człowiek, który zabił Lucky Luke'a Matthieu Bonhomme'a, który ostatnio pojawił się także w Polsce. Jednak jest to trochę inny komiks niż można wywnioskować po okładce. Ale czy dobry? Odpowiedź znajdziecie w treści recenzji.
Album Matthieu Bonhomme'a zaczyna się z naprawdę wysokiego C. Pierwsza scena komiksu przedstawia czytelnikowi zabitego Lucky Luke'a leżącego w błocie. Następnie akcja przeskakuje o kilka dni do tyłu, do momentu przybycia samotnego kowboja do Froggy Town. W mieście panuje zła atmosfera, ponieważ niedawno obrabowano dyliżans, który wiózł złoto wydobyte przez mieszkańców. Niespełna rozumu szeryf oraz jego dwóch braci nie garną się do poszukiwań, więc Lukcy Luke na prośbę miejskiego komitetu spróbuje rozwiązać zagadkę. W tle akcji pojawia się jednak pewien nerwowy ojciec i przyszła panna młoda.
Czym jest Człowiek, który zabił Lucky Luke'a? Wbrew pozorom nie jest to komiks przeznaczony tylko dla dorosłego czytelnika, którego centralnym tematem jest śmierć samotnego kowboja albo opowieść o człowieku, który go zabił. Komiks spokojnie może być czytany przez 10 lub 12-letniego czytelnika, a głównym tematem albumu jest zagadka dyliżansu wiozącego złoto, który ponoć został porwany przez Indian. Od głównej serii komiks różni się tylko tym, że jego fabuła jest przedstawiona na poważnie i jest ciut bardziej brutalny i posępny oraz bardziej realistycznie narysowany.
Chyba największą zaletą albumu jest jego realizm, w przeciwieństwie do głównej serii, świat przedstawiony w komiksie nie jest czarno-biały. Dobrzy bohaterowie mają swoje grzeszki za uszami, a źli nie są jednowymiarowymi bandytami  Dzięki temu bardzo mi się podobało zakończenie komiksu, które ujawnia drugie dno kradzieży złota. Bonhomme stworzył świetne słodko-gorzkie rozwiązanie, któremu daleko do prostych rozwiązań znanych z głównej serii. Zakończenie pokazuje winnych jako ludzi, którzy chcieli zrobić coś dobrego, robiąc coś złego. Autor stawia czytelnika przed pytaniem - Czy postąpili słusznie? Realizm buduje też inny wątek, tym razem dotyczący głównego bohatera, który jest przedstawiony tutaj jako osoba uzależniona od tytoniu. Jest to świetna deheroizacja Lucky Luke'a, która na dodatek jest rozwinięciem wątku znanego z klasycznych albumów.
Jednak komiks ma też parę wad. Zagadka kryminalna jest ciekawie poprowadzona, lecz tylko na początku i na samym końcu albumu. Druga połowa komiksu w dużej części mnie zawiodła, ponieważ zagadka została za szybko rozwiązana. Z tego powodu w późniejszej części historii momentami akcja siada, przez co komiks może lekko nudzić. Zabrakło mi też trochę dłuższego występu Indian, którzy choć są wspominani przez cały komiks, to pojawiają się zaledwie na chwilę. Szkoda także, że jedynie początek komiksu rozgrywa się w czasie burzy, ponieważ jest to jedna z moich ulubionych scen i chyba najbardziej klimatyczny fragment albumu.
Ogromną zaletą są także doskonałe rysunki Bonhomme'a, w których się po prostu zakochałem. Jak dla mnie oprawa graficzna w Człowieku, który zabił Lucky Luke'a jest pewną wypadkową pomiędzy stylem Morrisa, a stylem Girarda z Blueberry'ego. Komiks pod względem scenografii czy ubrań jest narysowany realistycznie, lecz twarze postaci są przedstawione w kreskówkowy sposób. Wszystko idealnie współgra, a w połączeniu z kolorowaniem, które przez większość albumu operuje na kontrastowych kolorach tak samo jak stare LL, album wygląda pięknie i ponadczasowo. Patrząc na niego, trudno powiedzieć czy powstał teraz, za 20 lat czy może 20 lat temu.
Pięknie wygląda też polskie wydanie komiksu, który w przeciwieństwie do reszty serii ukazał się w twardej oprawie. Album został przygotowany z wielką pieczołowitością, o czym świadczy piękna wyklejka nawiązująca do tej ze standardowej serii (u nas tylko dostępna w integralach), bardzo dobre tłumaczenie i doskonałe liternictwo, które ostatnio czasem kulało w albumach o samotnym kowboju.
Lucky Luke + Blueberry = Człowiek, który zabił Lucky Luke'a. Kawał dobrego komiksu, który zachowuje charakterystyczne motywy znane dla serii o samotnym kowboju, lecz prezentuje je w nowatorski sposób, a do tego dodaje bardziej realistyczną fabułę i rysunki przypominające trochę Blueberry'ego. Do pełni szczęścia zabrakło mi ciekawszej zagadki kryminalnej. Trochę także zniesmaczyło mnie szokowanie śmiercią Lucky Luke'a na pierwszej stronie. Mimo to, dla mnie, ogromnego fana zarówno Luke'a jak i Blueberry'ego, album był jedną z przyjemniejszych tegorocznych lektur.
Ocena albumu: 8,5/10

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Człowiek, który zabił Lucky Luke'a
Data premiery: 17 października 2018, liczba stron: 64, cena okładkowa: 39,99 zł, format: A4, oprawa: twarda, scenariusz i rysunki: Matthieu Bonhomme, tłumaczenie: Maria Mosiewicz, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN: 978-83-281-3549-9
Przykładowe strony:

źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont Polska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gigant Poleca Premium 2024-01 "Kalendarz Adwentowy" - dziś premiera - Midthun, Rota, Scarpa i Vicar

Ach, te WSTRĘTNE reprinty! [KWAlieton]