Na Zeusa i świętego Wita! - Kayko and Kokosh "Flying School" - analiza [Komiksy dla wszystkich]
Wiosną Egmont planował wydać anglojęzyczne wydanie Szkoły latania, jednego z albumów Kajko i Kokosza. Z powodu pewnej dość niewielkiej, ale zmieniającej znaczenie pomyłki, wydanie nie trafiło do sprzedaży, a poprawiona edycja pojawi się pod koniec roku. Nie oznacza to jednak, że wszystkie egzemplarze pierwszego wydania zostały zniszczone. Część została rozdana, a jeden z nich zdobył wyżej podpisany autor bloga. Dzięki temu teraz mogę was zaprosić do przeczytania pierwszej w internecie recenzji Flying School. Czy Michael Kandel podołał zadaniu przetłumaczenia kultowego polskiego komiksu na język Szekspira? Przekonajmy się.
HUMOR ODLECIAŁ
PODSUMOWANIE
Kayko and Kokosh - Flying School
Data premiery: 18 kwietnia 2018, liczba stron: 40, cena okładkowa: 24,99 zł, format: A4, scenariusz i rysunki: Janusz Christa, tłumaczenie: Michael Kandel, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN: 978-83-281-2637-4
W artykule zostały użyte fragmenty "Kajko i Kokosz: Szkoła latania" Janusza Christy w wersji polskiej i angielskiej. Prawa do komiksu należą do Egmont Publishing,. Fragmenty zostały użyte zgodnie z prawem cytatu jako ilustracja artykułu będącego analizą krytyczną angielskiego wydania komiksu wydanego przez Egmont Polska w 2018 roku.
Kajko i Kokosz to na pewno jeden z najsłynniejszych i najbardziej kultowych polskich komiksów. Od pewnego czasu komiks jest nawet lekturą szkolną w IV klasie podstawówki. Nic więc dziwnego, że Egmont rozszerza asortyment związany z serią o dzielnych wojach. Po edycjach regionalnych, przyszła kolej na obcojęzyczne wydania komiksu. Pierwszą z nich miała być Flying School, jednak jak się okazało, z powodu przyczyn "niższych", tak się nie stało, a komiks trafi do powszechnej sprzedaży dopiero pod koniec roku.
Czy dobrze się stało, że wiosenne wydanie komiksu nie trafiło na sklepowe półki? Według mnie tak, ponieważ słynny "fiute" nie jest jego jedynym mankamentem, choć za tłumaczeniem komiksu stoi Michael Kandel znany m.in. z przekładu powieści Lema na angielski. W mojej analizie chciałbym skupić się jedynie na warstwie translatorskiej, ponieważ prawdopodobnie treść Szkoły latania analizowano już tysiące razy i raczej nie powiedziałbym cokolwiek nowego o komiksie. Dodam tylko od siebie, że nigdy nie był to mój ulubiony album z serii i zawsze bardziej ceniłem wcześniejsze albumy z Wieczoru Wybrzeża i późniejsze z udziałem Milusia.
ŁAMIGNAT VS BREAKBONE
Jednym z najważniejszych elementów w każdym tłumaczeniu jest przetłumaczenie (lub nie) imion postaci. W tym wypadku Kandel w większości przypadków lekko zmodyfikował imiona by były bardziej przyjazne dla zagranicznego odbiorcy. W taki sposób Kajko został Kaykiem, Kokosz Kokoshem, a Jaga Yagą. Kruk Gdaś stał się natomiast Crowem,
czyli... krukiem. Zbójcerze w wersji angielskiej to Knaveknights, co
jest według mnie bardzo zgrabnym tłumaczeniem. Łysa Góra została poprawnie nazwana Bald
Mountain.
Najbardziej zmieniono imię zbója, Łamignat stał się Breakbone'em. Imię zostało przetłumaczone dosłownie, ponieważ Łamignat jest zestawieniem składającym się ze słów "łamać" (break) i "gnat" (bone). Dziwne jednak, że tylko praktycznie to imię zostało w całości przetłumaczone, choć inni bohaterowie też mają imiona znaczące, np. Mirmił (miłujący pokój) jest w tłumaczeniu Mirmilem, a nie np. Peacelovem (tłumaczenie wymyślone w 5 sekund nienadające się do publikacji).
BOGÓW SŁOWIAŃSKICH NI MA
Ogromną zaletą Kajka i Kokosza są pojedyncze nawiązania do mitologii słowiańskiej. Dzięki temu już na poziomie dialogów dialogów czuć, że komiks nie rozgrywa się siedmioma lasami i siedmioma rzekami, lecz na terenach obecnej Polski. Jednak w przypadku angielskiej edycji serii Christy tego typu nawiązań nie da się znaleźć, ponieważ wszystkie zostały usunięte.
Najbardziej czuć brak bardzo fajnego powiedzonka Łamignata, czyli lelum polelum, które nawiązuje do słowiańskich bogów Lela i Polela. W angielskim tłumaczeniu ani razu nie pojawia się, zamiast tego Łamignat wplątuje swoje wypowiedzi różne stwierdzenia ze słowem blahs np. what awful blahs, no more blahs for me itp. Blahs po angielsku oznacza poczucie znudzenia, zażenowania.
Oryginalnie dwa razy pada (s. 20 i s. 30) stwierdzenie na Trygława i Swaroga, które w tłumaczeniu dwukrotnie zostaje przetłumaczone na by Zeus and Saint Vitus (na Zeusa i świętego Wita). Jest to według mnie totalne nieporozumienie, ponieważ w identycznym przypadku w Asteriksie wszystkie zagraniczne tłumaczenia zachowują wyrażenia typu na Teutatesa. Wydaje mi się, że obecnie, szczególnie dzięki serii Wiedźmin, imiona polskich bogów są na świecie bardziej znane niż galijskich 60 lat temu, więc tego typu zmiana jest niezrozumiała. Zawsze można dać przypis, tak jak w polskich edycjach Asteriksa.
SŁOWIAŃSZCZYZNY NIE CZUĆ
Czytając tłumaczenie miałem także dziwne
uczucie, że nagle Kajko i Kokosz przenieśli się o kilka wieków do
przodu i do innego kraju. Oryginalnie mamy kasztelana, gród, dwór, kawalerów, a po
angielsku jest governor, castle, home, guys. Niby niewielka różnica, ale
jednak takie drobne elementy powodują, że komiks traci trochę ze swojego
uroku. Tłumaczenie jest napisane językiem bardzo uniwersalnym, podczas gdy oryginał jest lekko zarchaizowany.
Elementy polskiej kultury znikły lub zostały przetłumaczone dziwnie też w
innych miejscach - trzecie śniadanie stało się drugim lunchem (s. 9),
wieczerza obiadem (s. 5), dzban miodu flachą piwa (flagon of ale, s.
33), jajecznica jajkami (też s. 33), a klubo-gospoda barem piwnym
(brewpub, s. 9).
Jednym z według mnie większych błędów jest przetłumaczenie polewki piwnej na starą polską zupę piwną (old polish beer soup, s. 8). W taki sposób można tłumaczyć pojęcia w słowniku lub w przypisach, ale nie w dialogach komiksu. To tak jakbym ja zamiast żur powiedział, polska sfermentowana zupa zbożowa. Poprawne wyrażenie, ale strasznie nienaturalne.
HUMOR ODLECIAŁ
W serii Christy, tak samo jak w wielu innych komiksach humorystycznych, często pojawia się humor słowny, czasami oparty czy to na grze słów, czy na nawiązaniach do rzeczywistości. Niestety w większości przypadków Kandlowi nie udało się dobrze oddać lekkości i humoru oryginału.
Często wynika to ze skrócenia i uproszczenia dialogów. Po angielsku Mirmił ma umrzeć (I'll die, s. 15), a po polsku umrzeć z żalu. Jeszcze bardziej skrócono wypowiedź Kajka, który oryginalnie twierdzi, że jeden [zbójcerz] gdzieś się zawieruszył, a po angielsku mowa jest tylko o ucieczce (one gone away, s. 35). W tłumaczeniu wiedźmy uciekły (flee, s. 24), a po polsku rzuciły się do panicznej ucieczki. Zdarza się też, że przez skrócenie dialogów tracą one sens, np. to już naprawdę ostatni (słoiczek maści) został po prostu ostatnim (it's the last, s. 36). Podkreślenie naprawdę ma sens w kontekście reszty komiksu, ponieważ bohaterowie sądzili, że maść została już dawno zużyta.
W tłumaczeniu także słabo zostały przełożone nawiązania do rzeczywistości, np. najwyższa komnata kontroli stała się po prostu gabinetem pałacowym/rządem (palace cabinet, s.10). Sens pozostał, ale zabrakło humorystycznego nawiązania do prawdziwej organizacji.
Oryginalnie Christa zastosował też kilka gier słownych, z którymi zwykle jest taki problem, że są nieprzetłumaczalne. Według mnie jednak lenistwem jest poddanie się i przetłumaczenie ich 1:1 na angielski. Tak się stało ze szkołą latania/łatania, która stała się flying/patching thatcking school (s. 24). W kilku momentach tłumacz mnie pozytywnie zaskoczył, np. w przypadku dialogu ze strony 17. użył fajnej gry słów: Kurs latania skończony./Ta nauczka wybije mu z głowy niepoważne pomysły. - The flying lesson is over./It will make his thougts less flighty.
W tłumaczeniu także słabo zostały przełożone nawiązania do rzeczywistości, np. najwyższa komnata kontroli stała się po prostu gabinetem pałacowym/rządem (palace cabinet, s.10). Sens pozostał, ale zabrakło humorystycznego nawiązania do prawdziwej organizacji.
Oryginalnie Christa zastosował też kilka gier słownych, z którymi zwykle jest taki problem, że są nieprzetłumaczalne. Według mnie jednak lenistwem jest poddanie się i przetłumaczenie ich 1:1 na angielski. Tak się stało ze szkołą latania/łatania, która stała się flying/patching thatcking school (s. 24). W kilku momentach tłumacz mnie pozytywnie zaskoczył, np. w przypadku dialogu ze strony 17. użył fajnej gry słów: Kurs latania skończony./Ta nauczka wybije mu z głowy niepoważne pomysły. - The flying lesson is over./It will make his thougts less flighty.
Znalazłem też pojedyncze przypadki zmienionych znaczeń wypowiedzi. W jednej scenie Łamignat prosi o ofiarowanie co łaskę na ubogich, a po angielsku wprost mówi o obowiązkowej daninie (donation to the poor is required, s. 18).
NIEMIECCY ZBÓJCZERZE I DOSKONAŁA MAŚĆ
Oryginalnie Zbójcerze mówią poprawną polszczyzną. W tłumaczeniu choć wszystkie ich dialogi są napisane poprawnie po angielsku, to nie obeszło się bez kilku nadmiarowych germanizmów. Kapral używa m.in. takich słów tak halt (s. 4) czy gesundheit (na zdrowie po niemiecku, s. 22)
Oryginalnie Zbójcerze mówią poprawną polszczyzną. W tłumaczeniu choć wszystkie ich dialogi są napisane poprawnie po angielsku, to nie obeszło się bez kilku nadmiarowych germanizmów. Kapral używa m.in. takich słów tak halt (s. 4) czy gesundheit (na zdrowie po niemiecku, s. 22)
Za jedną rzecz Kandela muszę ogromnie pochwalić. Fabuła drugiej połowy komiksu kręci się dookoła czarodziejskiej maści, która w przypadku latania jest odpowiednikiem samochodowej benzyny. W tłumaczeniu została ona nazwana magicznym olejem (magic oil). Warto zauważyć, że oil po angielsku może oznaczać także ropę. Według mnie w tym wypadku minimalnie wygrywa angielska wersja.
W komiksie pojawiają się też dwa zaklęcia - te rozpoczynające latanie, czyli pole, las, woda, wieś, nadszedł czas - miotło nieś zostało przetłumaczone na field, forest, water, sky, ok, broom, time to fly. Jest to dobre tłumaczenie, ponieważ rymuje się i zapada w pamięć. Bardzo mi się podobała zmiana przy jego ostatnim wywołaniu (s. 36), gdzie zamiast time to fly (czas na lot) jest time to wham (czas na łomot). Inne, wypowiadane do łyżki przez Jagę (s. 32), zostało przetłumaczone dobrze, choć powtórzenie jednego zdania dwa razy jest lekkim pójściem na łatwiznę. Samobóju mój, zbójom skórę złój stało się clobber the robber, clobber the robber.
W komiksie pojawiają się też dwa zaklęcia - te rozpoczynające latanie, czyli pole, las, woda, wieś, nadszedł czas - miotło nieś zostało przetłumaczone na field, forest, water, sky, ok, broom, time to fly. Jest to dobre tłumaczenie, ponieważ rymuje się i zapada w pamięć. Bardzo mi się podobała zmiana przy jego ostatnim wywołaniu (s. 36), gdzie zamiast time to fly (czas na lot) jest time to wham (czas na łomot). Inne, wypowiadane do łyżki przez Jagę (s. 32), zostało przetłumaczone dobrze, choć powtórzenie jednego zdania dwa razy jest lekkim pójściem na łatwiznę. Samobóju mój, zbójom skórę złój stało się clobber the robber, clobber the robber.
DYMKI NA OPAK I SWOJSKIE ŁUP!
Dość niespodziewanie okazało się, że za częścią błędów nie stoi tylko tłumacz, lecz DTP, które zostało wykonane bardzo niedbale. Nie mówię tu wcale o zmianie flute na fiute, lecz o innych pomyłkach edytorskich. W 35-stronicowych komiksie aż pięciokrotnie został zamieniony tekst pomiędzy dymkami. Czasem zmiany trudno zauważyć, ponieważ dotyczy ona drugoplanowych zbójcerzy (s. 13), a czasem Kajko woła do Kajka, a Kokosz do Kokosza (s. 28).
Co najmniej raz został także ucięty tekst w dymku, w momencie gdy Mirmił lata na miotle (s. 17). W polskiej wersji pojawia się zdanie - jak się tą miotłą steruje, natomiast w tłumaczeniu jest tylko jego końcówka - this broom.
Wydanie jest także bardzo niekonsekwentne w tłumaczeniu onomatopei, które raz są przetłumaczone, a raz nie. Zostawiono nawet część onomatopei z polskimi znakami tj. ŁUP, CUP (s. 6), ECH (s. 31), choć na innej stronie ŁUP przetłumaczono już na POM (s. 21). W tłumaczeniu także Gdaś kracze w dwojaki sposób - czasem po angielsku (CAW, s. 18), a czasem po polsku (KRA, s. 29).
Także tekst w dymkach jest niekiedy wpisany niepoprawną czcionką. Podczas tworzenia albumu Christa głównie korzystał z trzech krojów pisma - zwykłego, pogrubionego i większego oraz bardziej ozdobnego do napisów. Czcionka wygląda bardzo ładnie, lecz trudno stwierdzić dlaczego, czasami w miejscu gdzie oryginalnie została użyta grubsza czcionka, po angielsku jest mała, a tekst zajmuje 1/4 dymku. Natomiast zamiast napisów złożonych tylko z wielkich liter, w anglojęzycznej wersji wpisano je i małymi, i dużymi, używając zupełnie niepasującej czcionki.
PODSUMOWANIE
Analizując tłumaczenie, zacząłem się zastanawiać dla kogo naprawdę miało być one skierowane. Zgodnie z zamierzeniami Egmontu, edycja miała trafić głównie dla polskich kolekcjonerów i Polonii mieszkającej zagranicą. Po lekturze sądzę, że raczej jest to wersja skierowana do dzieci w wieku 5-8 lat i to jako jeden z wielu podobnych komiksów w magazynie dla dzieci.
Lektura Flying School w wielu momentach przypominała mi czytanie oryginalnych wersji Egmontowskich komiksów Disneya, które charakteryzują się bardzo prostym językiem, a czasami drewnianymi dialogami. Są to wersje, które nigdy nie wychodzą drukiem, a lokalni tłumacze są odpowiedzialni za zlokalizowanie tekstu, w USA natomiast są tworzone nowe, lepsze dialogi.
W przypadku Szkoły latania ta wersja, napisana prostym językiem, pozbawiona wielu słowiańskich odniesień i drobnej archaizacji, znacznie mniej śmieszna i z kilkoma kontrowersyjnymi zmianami, jest wersją teoretycznie ostateczną i gdyby nie błąd z fiute, trafiłaby do druku. Nie jest jednak to złe tłumaczenie, bo ciężko znaleźć jakikolwiek większy błąd, raczej nazwałbym go bardzo przeciętnym z kilkoma dobrze przetłumaczonymi gagami.
Kayko and Kokosh - Flying School
Data premiery: 18 kwietnia 2018, liczba stron: 40, cena okładkowa: 24,99 zł, format: A4, scenariusz i rysunki: Janusz Christa, tłumaczenie: Michael Kandel, wydawnictwo: Egmont Polska, ISBN: 978-83-281-2637-4
W artykule zostały użyte fragmenty "Kajko i Kokosz: Szkoła latania" Janusza Christy w wersji polskiej i angielskiej. Prawa do komiksu należą do Egmont Publishing,. Fragmenty zostały użyte zgodnie z prawem cytatu jako ilustracja artykułu będącego analizą krytyczną angielskiego wydania komiksu wydanego przez Egmont Polska w 2018 roku.
Nie mam zamiaru dyskutować o guście i stylu, ale wydaje mi się, że parę zarzutów przedstawionych w recenzji jest obiektywnie nie trafionych:
OdpowiedzUsuń1) "Drugie śniadanie" / "second lunch": w krajach anglojęzycznych panują inne zwyczaje kulinarne. Nie ma tam zwyczaju jedzenia "drugiego śniadania" (por. np. https://en.wikipedia.org/wiki/Second_breakfast ), więc żart oparty na "trzecim śniadaniu" nie dotarłby w pełni do odbiorcy. "Lunch" jest tam dość lekkim posiłkiem, w ciągu tygodnia zwykle przegryzką dla pracowników i uczniów, więc wydaje się najbardziej zbliżonym odpowiednikiem naszego "drugiego śniadania".
2) "Wieczerza"/"Dinner" - tak jak powyżej: rozkład angielskich posiłków nie przekłada się bezpośrednio na polski. "Dinner" to główny posiłek dnia, który można jeść albo koło południa, albo dopiero wieczorem, więc pasuje jako "wieczerza" (https://en.oxforddictionaries.com/definition/dinner )
3) "Rzucić się do panicznej ucieczki"/"Flee" - "Flee" nie znaczy "odlecieć" – to jest "fly (away)". "Flee" to "run away from a place or situation of danger" (https://en.oxforddictionaries.com/definition/flee ), czyli "uciec, pierzchnąć, czmychnąć", więc nie odchodzi tak bardzo od oryginału.
4) „Najwyższa Komnata Kontroli”/”Palace cabinet” – dosłownie, owszem, „cabinet” to „gabinet” (albo „szafka”), ale słowo „cabinet” oznacza też zgromadzenie wysokich urzędników państwowych/ ministrów, czyli znowu zachowuje kontekst (https://en.wikipedia.org/wiki/Cabinet_(government) )
5) „Halt” i „gesundheit” są również absolutnie poprawnym angielskim – to prawda, że to zapożyczenia z niemieckiego, ale już bardzo zasymilowane w angielszczyźnie. „Halt” jest w angielskim od XVI w., a jednym z jego znaczeń jest właśnie „a military command to bring marching soldiers to a stop”, więc pasuje tu po prostu perfekcyjnie (https://en.oxforddictionaries.com/definition/halt, https://en.oxforddictionaries.com/definition/gesundheit )
1) 2) - z pierwszym nie będę się sprzeczał, bo różnica niewielka, odnośnie wieczerzy - jednak byłbym za "supper" tak jak jest to tłumaczone w Biblii
Usuń3) - nie zmienia to faktu, że wyrażenie po angielsku jest znacznie biedniejsze, gdyby tylko była to jedyna taka sytuacja, nie miałbym z tym problemów, ale w całym komiksie wielokrotnie zdania są skracane lub usuwane, co powoduje, że tłumaczenie sprawia wrażenia "maszynowego"
4) - sens jest zachowany, ale w tłumaczeniu brakuje nawiązania do rzeczywistej organizacji (w tym wypadku NIK-u), choć pewnie ciężko byłoby znaleźć coś podobnego,
5) - z "halt" mogę się zgodzić, lecz "gesundheit" jest bardzo silnym zapożyczeniem z niemieckiego bardzo rzadko występującym w tekstach
To ja też się wypowiem, sam będąc tłumaczem. :)
Usuń1. Jednak o ile drugich śniadań jako takich się w krajach anglojęzycznych raczej obecnie nie je, to raczej sporo czytelników kojarzy sam koncept choćby z "Władcy Pierścieni", gdzie był to jeden z hobbickich zwyczajów: https://www.youtube.com/watch?v=dLXeL4HbPr4
2. Dinner jako wieczerza jak najbardziej, dla większości anglojęzycznych (a zwłaszcza Amerykanów) dinner to obecnie kolacja, nie obiad (choć występują różnice regionalne zwłaszcza w UK).
Co do 3 i 4 to zgodzę się, że oddają sens, ale nieco zubażają styl.
5. "gesundheit" zwłaszcza w amerykańskim angielskim jest jak najbardziej dość powszechnym zapożyczeniem.
5. Akurat sam w bogatej lekturze książek i komiksów (czy oglądaniu filmów) po angielsku nie spotkałem się ani razu z tym wyrażeniem, ale może tak jest. Dzięki za uwagi, zmieniłem trochę ten akapit.
Usuń2. Nie będę się oto bił, to i tak jedna z tych rzeczy rzuconych "ad hoc" .
Problem z "supper" jest taki, że obecnie to słowo oznacza raczej lekki posiłek wieczorny (https://en.oxforddictionaries.com/definition/supper ), natomiast "dinner" jest bardziej konkretny, a ponieważ Mirmił chce podjąć gości, i to zmęczonych po polowaniu, "dinner" pasuje tu bardziej.
Usuń"Gesundheit" przeszło do angielszczyzny już w 1914 r. i choć jest mniej popularną odpowiedzią na kichnięcie niż "bless you!", wcale nie brzmi dziwnie dla anglojęzycznych odbiorców ("When English speakers hear achoo, they usually respond with either gesundheit or God bless you" - internetowy słownik Webstera: https://www.merriam-webster.com/dictionary/gesundheit )
Co do imion to wydaje mi się, że zadecydowało, że po Angielsku Mirmil ciągle brzmi jak imię, Whamygath (Łamignat) juz nie a dosłowne tłumaczenie imienia jak najbardziej.
OdpowiedzUsuń