Humor, przygoda, kosmos - MegaGiga 44 "Przebudzenie siły" - recenzja
Kilkanaście dni temu na blogu pojawiła się recenzja grudniowego Giganta, w którym sporo komiksów nawiązywało do Gwiezdnych wojen, teraz będziecie mogli przeczytać recenzję najnowszego MegaGiga, gdzie komiksów dziejących się w kosmosie będzie jeszcze więcej, a na dodatek tom przedstawia komiksy z różnych dekad. Najważniejsze jednak pozostaje pytanie - czy komiksy zawarte w tomie są dobre?
Najnowszy tom MegaGiga zbiera 508 stron najróżniejszych komiksów Disneya, najstarszy jest z 1978, najnowszy z 2004, w tomie znajdują się zarówno długie historyjki, jak i 1-stronicówki. Tom jest niezwykle zróżnicowany, ale wszystkie komiksy łączy jedno, tematyka kosmiczna. Na pewno najbardziej interesujące dla polskiego czytelnika są dwa komiksy z serii Władcy galaktyki, ale pozostałe historyjki też nie powinny zawieść. Chciałbym też wspomnieć i docenić okładkę autorstwa Freccero, jest świetnie narysowana, szkoda że tak dobrych okładek nie ma każdy tom.
Tom otwiera komiks Cimino i Cavazzano
Na drodze mlecznej, historyjka opowiada o eskapadzie Sknerusa na podbój kosmosu, Sknerus chce zacząć prowadzić interesy w kosmosie, w tym celu uda się do kosmicznej mleczarni. Lubię komiksy dziwne, ale dziwność tego komiksu wykracza poza dopuszczalne poziomy. Mleczarnia zbierająca mleko z Drogi Mlecznej? Ech. Komiks zabiera czytelnika na trzy planety, niestety każdej planecie poświęcone jest tylko kilka stron i sądzę, że każda z nich miała potencjał, który nie został wykorzystany. Komiks nie ma celu, w pewnym momencie Sknerus stwierdza, że wraca na Ziemię i na tym się on kończy. Jak dla mnie jest to naprawdę średni gagowiec, komiks bez celu, średnio śmieszny, przesadzony, ratują go tylko bardzo dobre rysunki Cavazzano, jak dla mnie tylko 5/10.
Kolejny komiks jest klasyką w pełnym znaczeniu tego słowa. Wojna planet Martiny i Carpi'ego to komiks opowiadający o wyprawie na Księżyc, w celu sprawdzenia co się stało z jednym ze skarbców Sknerusa, która przeradza się w wyprawę na obcą, ale bardzo podobną do Ziemi planetę, Splendor. Fabuła komiksu nie jest wybitna, ale Martina umiejętnie połączył elementy space opery, czyli walkę z kosmicznym łotrem, podróżowanie na inną planetę, z elementami humorystycznymi, które wiodą prym w komiksach Disneya. Bardzo mi się podobało jak wyjaśniono dlaczego na planecie Splendor mówi się w tym samym języku jak w Kaczogrodzie. Na potrzeby komiksu wymyślono m.in. rasę wrogów-żab, gigantyczne wentylatory czy też gwizdek przenoszący informacje, według mnie wszystkie elementy bardzo dobrze pasują do kosmiczno-baśniowo-śmiesznego świata Splendoru. Warto też docenić rysunki Carpi'ego, który w tym komiksie wykazał się sporą inwencją twórczą, a także dobrze narysował dynamiczne sceny. Szkoda że wydanie komiksu jest oparte na edycji z 1988 roku, w którym usunięto koniec walki z Lunarduckiem, w którym ginie w spopielaczu, jest to mocne zakończenie jak na komiksy Disneya. Niestety ta zmiana trochę psuję komiks i przez to ocena spada do 8,5/10 (a mogło być 9,5/10, bo to naprawdę dobra historyjka).
Tom zawiera pięć 1-stronicówek. Trzy z nich, Asteroid, Odlot, Alarm!, pochodzą z serii Fabryka 4000, opowiadającej o przygodach kaczek w przyszłości, sam pomysł na nie był dobry, ale ostatecznie średnio śmieszą, łączna ich ocena to 5/10. Dwa pozostałe, Szachiści z przypadku i Rower, są śmiesznymi historyjkami z życia Diodaka, wypadają one całkiem dobrze, na pewno są lepsze od wielu gagów, które pojawiły się w ostatnim czasie i sądzę, że zasługują na 7/10.
Zabójcze ropuchy atakują Halasa i Miguela, to jedyny komiks z całego tomu, który pojawił się już wcześniej w Polsce. Komiks opowiada o tym jak to Donald przez przypadek wplątał się do bitwy pomiędzy KŁAP-em, a zabójczymi ropuchami, które chcą zniszczyć Ziemię. Jak dla mnie jest to doskonały przykład 3-rzędowego komiksu duńskiego sprzed 15 lat. Słaby scenariusz, słabe rysunki, totalny brak humoru. Komiks jest nijaki, nudny, rysunki wyglądają jakby były stworzone w wielkim pośpiechu, sam komiks ogranicza się do przedstawienia nieciekawej kosmicznej walki i do kilka razy powtarzanego, bardzo słabego, motywu z czkawką. Jak dla mnie jest to najgorszy komiks w tomie, 2,5/10.
Kolejny komiks, Zakazana planeta, to dość długi, oryginalnie dwuczęściowy komiks Micheliniego i Marcala, w komiksie Sknerus otrzymuje dziwne sygnały z odległej planety. Następnie postanawia na nią wyróżnić wraz z Donaldem i Siostrzeńcami, ponieważ podejrzewa, że mieszkańcy planety coś ukrywają. Komiks cechuje bardzo powolna akcja, przez pierwsze 30 stron mało się dzieje, ale autorom dobrze się udało utrzymać atmosferę tajemnicy, kolejne strony pokazują kilka wyjaśnień, ale nie wyjaśnia to wszystkich niezwykłości planety. Niestety zakończenie trochę mnie zawiodło, jest zbyt przesadzone i trochę nielogiczne, ale jak na zakończenie komiksu Disneya nie jest złe. Ogólnie komiks bardzo mi się podobał, bo jest to dość w specyficzny sposób napisany kosmiczny komiks, ale ma wady, jak na siłę dodany wątek romantyczny, komiks bez niego byłby tylko lepszy, przez to komiks oceniam na 6,5/10.
Planeta Sześcialion Carpiego i Chendiego to jeden z najbardziej zwariowanych komiksów jakie czytałem w ostatnim czasie. Komiks opowiada o tym jak Donald i Sknerus wraz z Siostreńcami przypadkowo uruchamiają statek Diodaka i trafiają na planetę Sześcialion, planecie podzielonej na sześć stanów, których władcy przypominają znajome postaci. Ogromnym plusem tego komiksu jest to, że akcja toczy się w nim bardzo szybko, co jest zasługą niewielkiej liczby stron. Bardzo mi się w komiksie spodobało, że władcy krain (Goguś, Gęgul, Sknerus itp.) tylko z pozoru przypominają kaczogrodzkie odpowiedniki, a naprawdę są zupełnie innymi postaciami, doprowadza to do wielu ciekawych sytuacji. Ogólnie komiks od pierwszej do ostatniej strony ma ciekawą fabułę i ma wiele dobrych gagów. Jednak dla mnie największym plusem komiksu jest oprawa graficzna, na brawa zasługują genialne rysunki miast, a także wszelakich pojazdów mechanicznych, których wiele pojawia się w komiksie. Komiks mi się bardzo podobał, choć dla mnie jest ciut za bardzo zwariowany, 9/10.
Najdłuższy komiks tomu, to drugi komiks z serii Władcy Galaktyki pod tytułem Uwolnić księżniczkę Pezzina i De Vity. Ponad 100-stronicowa epopeja opowiada o kolejnej potyczce pomiędzy Federacją, a Metalami. Tym razem Metale porwały księżniczkę Karlissę, która posiada informacje o bazie Federacji, mistrz (Goofy) i jego uczeń (Miki) wyruszają na ratunek. Jak dla mnie jest to znakomity komiks, mimo swojej długości udaje mu się utrzymać czytelnika w zaciekawieniu przez całą historię. Do postaci, które pojawiły się w pierwszym komiksie serii (Wojny światów - MGG 18) dołączają kolejne postaci takie jak Max-Max czy księżniczka Karlisia. Choć widać inspirację Gwiezdnymi wojnami to komiks jest świeży, mimo że niektóre postaci bardzo przypominają postaci z sagi, to na tyle zostały zmodyfikowane, że tego nie czuć. No może oprócz wyglądu Tytaniusa. W komiksach z tej serii wcale Miki nie jest najbardziej interesującą postacią, ale Goofy, który w chwilach których zmienia się w mistrza jest najciekawszą i najśmieszniejszą postacią komiksu. Dobrym pomysłem było wstawienie w kilku miejscach fragmentów Encyklopedii Galaktycznej, dzięki temu kilka scen, w tym walka Mikiego z Tytanusem, wyglądają niezwykle ciekawie i nie są zwykłymi przegadanymi scenami. Z dalszej perspektywy, komiks przypomina mi film Marvela Strażnicy galaktyki, co by powiedzieć, ale oba utwory są ciekawą wariacją na temat połączenia sci-fi z humorem. Chciałbym postawić komiksowi maksymalną ocenę, ponieważ rysunki De Vity są równie dobre, jeżeli nie lepsze niż scenariusz, świetnie się wpasowują w klimat komiksu, każda strona jest dopracowana, postacie (w tym kosmici) są dobrze zaprojektowani, ale Egmont użył w tym przypadku swojego kolorowania z 1992, a nie oryginalnego, które w niektórych momentach trochę psuje wygląd komiksu. Z tego powodu, 9,5/10.
Pomiędzy dwoma długimi komiksami wydrukowany został komiks Dwa światy Jordana. Komiks opowiada o tym jak Sknerus i Donald wyruszają na dwie planety by zdobyć niezniszczalne minerały. Historyjka jest typowym przykładem komiksu o dwóch zupełnie przeciwnych planetach. Ale mimo że motyw jest oklepany, to w tym przypadku prowadzi on do morału, który brzmi "nie można być ani za skąpy, ani za szczodry", co uznaje za dobry pomysł. W komiksie jest kilka śmiesznych gagów, fabuła jest ciekawa, ogólnie jest to dla mnie dobry komiks rozgrywający się w kosmosie. Rysunki i kolorowanie przypominają Giganty z końca lat 90-tych. 7/10.
Kolejny komiks z serii Władcy galaktyki pt. Czarny kryształ Pezzina i Asteritiego, opowiada o tym jak jeden z Metali znalazł czarny kryształ, kawałek minerału, który może posłużyć do budowy śmiercionośnego laseru. Miki i Goofy wyruszają na poszukiwanie kryształu. Pierwszym i największym mankamentem są rysunki, Asteriti rysuje specyficznym stylem, lecz nie można powiedzieć, że rysuje źle. Niestety tym razem nie do końca się postarał, co widać na wielu kadrach. Na dodatek wydaje mi się, że ktoś z Egmontu kolorując komiks w latach 90-tych pogrubił kreskę, co powoduje że niektóre strony są średnio czytelne. Komiks jest ciekawy, pokazuje nowe planety, mamy kilka widowiskowych scen kosmicznych. choć sądzę, że poszukiwanie kryształu mogło być lepiej wymyślone, ponieważ dopiero co rozpoczynają go szukać, to dzięki magicznym mocom Goofiego znajdują go. Także pomysł z "dziecinnieniem" Goofiego jest dobrym zabiegiem humorystycznym. Poprzednie dwa komiksy z serii postawiły wysoką poprzeczkę, Czarny kryształ i pod względem rysunków i scenariusza prezentuje niższy poziom niż poprzednie komiksy, ale nadal to kawał dobrego komiksu, 7,5/10.
Kosmiczna karawela to komiks Missaglia i Comicup Studio. W historyjce Sknerus i Kwakerfeller założyli się o to, który z nich pokona w kosmicznej karaweli szybciej trasę Ziemia-Księżyc. Ech. Mam z tym komiksem taki sam problem jak z Na drodze mlecznej, lubię sci-fi, ale w odpowiednich proporcjach. A ten komiks opiera się na wyścigu statków napędzanych wiatrem słonecznym (który w sumie jest strumieniem energii, a nie wiatrem w naszym znaczeniu), podczas którego zapominamy o grawitacji i o wielu innych prawach. Nie dyskwalifikuje to dla mnie całego komiksu, ale końcowa część komiksu, wyścig, to ciąg całkowicie naciąganych zdarzeń. Wcześniejsze strony opisujące przygotowania są w miarę ciekawe i śmieszne. Rysunki są dla mnie zbyt statyczne. Jak dla mnie nieśmieszny gagowiec z nutką średnio ciekawej przygody, 4/10.
Ostatni komiks, Dzielni oblatywacze Salvagniniego i Lavarodiego, prezentuje znacznie lepszy poziom. Historyjka opowiada o tym jak Donald i Siostrzeńcy testują statek kosmiczny Sknerusa i przez przypadek lądują w tajemniczej bazie. Z pozoru jest to zwykły gagowiec, komiks w którym gag goni gag, pod tym względem komiks nie zawodzi, choć czytałem wiele znacznie śmieszniejszych komiksów. Natomiast autorów trzeba pochwalić za zakończenie, które odwraca fabułę całego komiksu do góry nogami i przy tym jest śmieszniejsze niż cała reszta komiksu. Bardzo mi się podobały rysunki Lavoradoriego, które przypominają Miguela z najlepszych czasów, rysownikowi udało się świetnie oddać emocje postaci. Śmieszny, ciekawy, dobrze narysowany komiks, ze znakomitym zakończeniem, 8/10.
Sądzę, że trzeba pogratulować redaktorom z skandynawskiego oddziału Egmontu, ponieważ było już kilka kosmicznych MegaGiga, mimo tego udało się wybrać kilka świetnych komiksów. Jedynie trzy komiksy mnie zawiodły, najbardziej duński komiks Zabójcze ropuchy atakują, ale cała reszta tomu to dobre i bardzo dobre komiksy. Szczególnie muszę wyróżnić trzy komiksy, Wojnę planet, przypominający klasyczne filmy sci-fi, Planetę Sześcialion, gdzie sci-fi miesza się z fantasy oraz Uwolnić księżniczkę, świetne rozwinięcie pierwszego komiksu z serii Władcy Galaktyki. Jeżeli lubicie kosmiczne komiksy, książki czy filmy to nie pozostaje mnie nic innego jak polecić wam ten tomu. Humor i przygoda w kosmicznych klimatach na najwyższym poziomie.
Łączna ocena tomu: 8/10
Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za przesłanie egzemplarza recenzenckiego.
MegaGiga 44 - Przebudzenie siły
Data premiery: 27 listopada 2015, liczba stron: 512, cena okładkowa: 24,99 zł, format: B6, tłumaczenie: Jacek Drewnowski, Aleksandra Bałucka-Grimaldi, wydawnictwo: Egmont, ISBN 978-83-281-9914-9
Kupisz m.in. w empik.com, sklep.gildia.pl, imago.com.pl, centrumkomiksu.pl
Skład na Inducks
źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont Polska
Data premiery: 27 listopada 2015, liczba stron: 512, cena okładkowa: 24,99 zł, format: B6, tłumaczenie: Jacek Drewnowski, Aleksandra Bałucka-Grimaldi, wydawnictwo: Egmont, ISBN 978-83-281-9914-9
Kupisz m.in. w empik.com, sklep.gildia.pl, imago.com.pl, centrumkomiksu.pl
Skład na Inducks
źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont Polska
Z cyklu władców galktyki właściwie podobała mi sie tylko Inwazja Replikantów.
OdpowiedzUsuń